czwartek, 14 lutego 2013


32.Nigdy nie wiadomo, czy jakiś elegancik w garniturku nie zacznie się do niej przystawiać



-Ile można się szykować?!! Spóźnimy się- usłyszałam jęki dochodzące z salonu
-Mogłeś jeszcze później przyjechać, wtedy na pewno byśmy się nie spóźnili- wychrypiałam i skończyłam się szykować. Chwyciłam z szafy buty szpilki pasujące dooutfitu i założyłam je praktycznie w biegu
-Co Ty tam mamrotałaś?- zapytał, drażniąc się ze mną. Doskonale wiedział, że nie mogę mówić i to była tylko i wyłącznie jego wina
-Zaraz nigdzie nie pojadę- wysyczałam
-Okey, przepraszam- pomógł mi założyć żakiet- Ale sama chciałaś krzyczeć w nocy- wyszeptał mi na ucho, po czym je przygryzł
-Jedziemy-  chwyciłam kopertówkę z ławy i ruszyłam do drzwi
-Poza tym i tak jest już o wiele lepiej niż rano- puścił mi oczko i zaśmiał się pod nosem
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Zamknęłam drzwi i zjechaliśmy na parking. Zanim wsiadłam do auta przejrzałam się jeszcze w karoserii , bo nie miałam na to czasu w domu.  To była jedna z kilku rzeczy, które lubiłam w tym samochodzie.
-Bo w samozachwyt wpadniesz- powiedział szatyn,  otwierając przede mną drzwi
-Gorzej niż u Ciebie być nie może-odpyskowałam i w końcu usiadłam na miejscu pasażera. Justin szybko wskoczył za kierownicę i z piskiem opon ruszyliśmy do jednej z najlepszych restauracji w całym kraju. Prowadząc oczywiście nie mógł się powstrzymać przed położeniem swojej łapy na moim kolanie. Ten gest jednak przypomniał mi o czymś
-Po pierwsze łapy przy sobie- wyszeptałam słodko, strącając jego dłoń- Po drugie nie próbuj niczego odwalić. Jadę tam jako twoja przyjaciółka, więc bez żadnych podtekstów
-Hmm podnieca mnie twoja apodyktyczność- wyszczerzył się a ja przewróciłam oczami, wzdychając z rezygnacją.


Na miejscu byliśmy na szczęście jeszcze przed szychami. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg restauracji od razu doskoczył do nas Scooter
-Czemu mnie to nie dziwi?- mruknął pod nosem taksując wzrokiem Biancę. Nie miałem pojęcia dlaczego nagle tak zaczęła mu przeszkadzać? Szczerze mówiąc ostatnio w ogóle zdziwaczał.
-Też się cieszę ,że Cię widzę Braun- wychrypiała, słodko się uśmiechając- Tyle czułości od progu
-Możemy już usiąść?- postanowiłem przerwać ich jakże uroczą konwersację. Cała trójką udaliśmy się do prywatnej sali zarezerwowanej tylko dla nas . Odsunąłem krzesło dla szatynki i usiadłem zaraz obok niej
-Jakieś problemy z głosikiem? Może to i lepiej. Przynajmniej goście nie będą mieli okazji zaznajomić się z twoją niewyparzoną buzią
-O co Ci chodzi, do cholery?!-stanąłem w obronie dziewczyny- Bianca jest moją przyjaciółką i nie pozwolę Ci na to, żebyś ją obrażał- postawiłem się mojemu menagerowi chyba po raz pierwszy w życiu. I najwyraźniej bardzo go to zaszokowało, bo do przyjścia gości nie odezwał się ani razu. Przywitaliśmy się ze wszystkimi przybyłymi, ale wciąż nie było jeszcze właściciela wytwórni , która miała wyprodukować mój film. Niebieskooka siedziała cicho, uśmiechając się lekko. To było zupełnie nie w jej stylu. Zapewne przejęła się słowami Scoota.  Ścisnąłem jej dłoń pod stolikiem, a ona popatrzyła na mnie zdziwiona
-Chcę, żeby poznali twoją niewyparzoną buzię- powiedziałem cicho, żeby tylko ona mogła to usłyszeć- Bardzo lubię twoją mądrą buzię- przejechałem kciukiem po jej kłykciach. Nagle do sali wszedł ktoś, kogo na pewno się nie spodziewałem. Spojrzałem na moją towarzyszkę, która była równie zdziwiona co ja.


- Co za niespodzianka ! Przeczuwałem, że się jeszcze spotkamy, ale na pewno nie w takich okolicznościach- Stone szarmancko ucałował moją dłoń-  Fantastycznie znowu zobaczyć taką piękność- poczułam jak ręka Justina oplata moją talię- Justin
-Max- panowie wymienili "prawie" uprzejmy uścisk dłoni
-Jak zwykle czujny- blondyn starał się być zabawny
-Nigdy nie wiadomo, czy jakiś elegancik w garniturku nie zacznie się do niej przystawiać. Muszę chronić to, co jest dla cenne- ucałował moją głowę. Znaczył swój teren, który nie do końca był jego.  Przecież nie byliśmy razem. Jednak jego nie groźna zazdrość spowodowała uśmiech na mojej twarzy.
-No dobrze, są już wszyscy, więc możemy zacząć- oznajmił Scooter i zasiedliśmy do stołu.
-Jesteście parą?- spytał cicho Max, podczas gdy inni pochłonięci byli w rozmowie. Zabawne ,że siedziałam pomiędzy Justinem a nim. Może być wesoło
-Nie, jesteśmy przyjaciółmi- oznajmiłam i uśmiechnęłam się do niego
-Na pewno?- parsknęłam śmiechem, zwracając uwagę Justa
-Myślę, że zauważyłabym gdyby było inaczej-poklepałam go zapewniająco po dłoni i odwróciłam się do mojego towarzysza. W ciągu następnej godziny nie działo się nic podobnego. Zachowywałam się wzorowo, jak inne damy siedzące przy stole. Śmiałam się i wypowiadałam ,kiedy zachodziła taka potrzeba. Nawet sam Braun uraczył mnie uśmiechem i spojrzeniem pełnym podziwu. Starałam się oczarować towarzystwo, tym samym pomagając Biebsowi w interesach. Po deserze podszedł do mnie właściciel restauracji
-Przepraszam, pani Bianca Palvin?- zapytał
-Tak, a o co chodzi?
-Tam stoi moja córeczka, która jest pani fanką. Mogłaby jej pani dać autograf, bo nie da mi żyć- poprosił błagalnie i wskazał na małą blondyneczkę stojącą w drzwiach pomieszczenia dla obsługi
-Nie ma problemu- powiedziałam i zaśmiałam się. Kiedy wstawałam wszyscy panowie wstali ze mną. Dżentelmeni. Pan Martinez, jeden ze sponsorów, zwrócił się do mnie
-Coś się stało?- zapytał zaniepokojony
-Wszystko w porządku. Zaraz będę z powrotem- mężczyzna uśmiechnął się do mnie życzliwie i przytaknął ze zrozumieniem


Bianca odeszła gdzieś z właścicielem restauracji, a ja zauważyłem, że ten złamas podąża za nią wzrokiem. Zacisnąłem dłonie w pięści i starałem się uspokoić. Boże co się ze mną dzieje? Nawet nie jesteśmy razem, a ja szaleję z zazdrości ! Wziąłem kilka głębokich oddechów i dołączyłem do rozmowy ,posyłając elegancikowi cierpki uśmiech. Po chwili wróciła Bianca z jakąś małą dziewczynką. Usiadła z powrotem na swoim krześle i wzięła blondyneczkę na kolana
-To jest Emma i bardzo chciała poznać Justina- wytłumaczyła wszystkim i uśmiechnęła się szeroko
-Cześć Emma, jestem Justin- przywitałem się z małą i oboje z niebieskooką poświęciliśmy jej naszą uwagę, zostawiając interesy w rękach Scoota. Jak się okazało dziewczynka miała 6 lat i była głównie fanką Bianci. Zadziwiał mnie fakt jak szybko złapały ze sobą tak dobry kontakt. Opowiadały sobie różne historie, wypytywały i chichotały. Miałem wrażenie, że wszyscy przy stole omal nie rozpłynęli się nad tym widokiem. Po paru minutach właściciel zabrał Emmę i wszyscy wrócili do spraw filmu. Nigdy nie czułem się dobrze na takich spotkaniach. Szastający kasą na wszystkie strony podstarzali bogacze ze swoimi dwudziestoparoletnimi  żonkami nie wzbudzali we mnie żadnych pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie, brzydzili mnie. Ale biznes to biznes.
-Świetnie sobie radzisz z dziećmi. Zazdroszczę przyszłemu mężowi- usłyszałem z ust prezesika.
-Dziękuję, ale chyba nie ma czego zazdrościć- odpowiedziała Bianca. Nie robiłem nic. Słuchałem uważnie, czekając na dalszy ciąg wydarzeń
-Jak to nie? Chyba się nie doceniasz. Taka żona to prawdziwy skarb. Większość mężczyzn zrobiłaby wszystko, żeby mieć przy swoim boku tak piękną i elokwentną kobietę. Przynajmniej ja zrobiłbym wszystko
-Szczerze wątpię, ale dziękuję za komplement.  Myślę, że moja samoocena jest jak najbardziej w porządku. Wyrosłam już z kompleksów. A małżeństwo jak na razie mi nie grozi- ucięła krótko i puściła mu oczko, po czym odwróciła się do mnie i oparła na moim ramieniu. Moja dziewczynka ! Brawo!
-Takie czułości przy innych?- wyszeptałem, z szeroko otwartymi oczami, udając szok
-Walić to- przysunęła się z krzesłem jeszcze bliżej. Zaśmiałem się pod nosem i położyłem jej dłoń na moim kolanie. Ona jest niemożliwa! Tylko ona mogłaby zabronić mi się dotykać a potem sama zacząć się do mnie przytulać. Jest w niej coś, co doprowadza mnie do szaleństwa. Kompletnie zwariowałem na jej punkcie i nie potrafię myśleć o niczym innym. Każda chwila z Nią sprawiała, że czułem się jak ptak, wolny lecący nad miastem, ponad wszelkie zło i problemy. Po godzinie było już po wszystkim. Bianca kompletnie oczarowała całe towarzystwo, więc film miałem już w kieszeni.  Pan Martinez poprosił mnie i Brauna o chwilę rozmowy, więc przeprosiłem na chwilę Biance i oddaliłem się.


-Prawie jedli Ci z ręki- blondyn powiedział, pomagając założyć mi żakiet, jak na dżentelmena przystało
-Nie prawda- szybko zaprzeczyłam
-No nie w ogóle- droczył się ze mną, robiąc przy tym śmieszną minę. Zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię- Jeden tak się za Tobą oglądał, że mało w ścianę nie wszedł
-No ,no
-Uczyniłabyś mi ten zaszczyt i wybrałabyś się ze mną jutro na kawę?- zapytał prosto z mostu. Już widzę reakcję Justina jak się dowie...- Obiecałaś mi
-Skoro obiecałam to nie mam chyba innego wyjścia- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. Bo w sumie co mi szkodzi? Bieber się wścieknie , ale jakoś mało mnie to obchodzi.
-Oho ,twój nadopiekuńczy przyjaciel  już nas namierzył. Chyba będzie lepiej jak już się pożegnam
-Nie mów tak o nim. Po prostu się martwi
-No jasne. Zadzwonię albo napiszę jutro- ucałował moją dłoń, a potem mocno ścisnął mnie na pożegnanie. Kiedy już wyszedł ucięłam sobie krótką pogawędkę z panią Martinez. Po chwili podszedł do nas Sccoter
-Przepraszam, że przerywam, ale Bianca mogę Cię prosić na słówko?- przytaknęłam i poszłam za Braunem
-Przepraszam-powiedział skruszony- Przepraszam, że ciągle się Ciebie czepiałem. Traktuje Justina jak własnego syna i nie chcę, żeby znowu cierpiał a poza tym mam też własne problemy. No i pech chciał, że Tobie się dostało
-Okey, rozumiem- położyłam rękę na jego ramieniu- Jak byś chciał się wygadać to jestem do Twojej dyspozycji
-Naprawdę?- spytał niedowierzając
-Jasne
-A mógłbym wpaść dzisiaj wieczorem?- przytaknęłam i przytuliłam go. Widziałam w jego oczach, że ma jakiś problem. Mimo tego, że nie mieliśmy ostatnio ze sobą najlepszego kontaktu, nadal był moim kumplem. No i był ważny dla Justina.

-Wkurza mnie ten cały prezesik- rzucił nagle Jus, zaciskając ręce na kierownicy.  Kiedy się roześmiałam,  spojrzał na mnie groźnie. Właśnie dlatego nie zamierzałam mu mówić o jutrzejszym spotkaniu z Max'em- Nie dość, że ślinił się na twój widok to jeszcze ciągle próbował się do ciebie przystawiać
-Nie przesadzasz trochę? Był po prostu miły
-Prawie Cię rozebrał wzrokiem!- uniósł się, a ja szukałam w głowie wymówki, żeby nie zostawał dzisiaj u mnie. Nie chciałam, żeby Scooter go u mnie zastał. Nie, że się wstydziłam. Po prostu nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
-Ty robisz to za każdym razem kiedy mnie widzisz. I nie tylko wzrokiem
-Ale ja jestem do tego uprawniony- uśmiechnął się lubieżnie
-Uprawniony? Nie podoba mi się to słowo-mruknęłam, krzywiąc się.  Poczułam się uprzedmiotowiona.
-Masz rację, to nie było najlepsze słowo. Poza tym robię to tylko ,kiedy ty mi na to pozwolisz- w tym właśnie momencie znaleźliśmy się na parkingu. Już miałam zacząć się wykręca, ale on mnie ubiegł- Nie mogę dzisiaj zostać. Już pojutrze prezentacja Believe  i muszę jeszcze nagrać  trzy piosenki. No i zostało nam jeszcze kilka małych poprawek. Chyba wyjdę ze studia dopiero jutro popołudniu. A swoją drogą pamiętasz, że jedziesz ze mną jutro do mamy? Tato z dzieciakami przylecą z samego rana- był wyraźnie podekscytowany spotkaniem z rodzeństwem i tatą. - Chłopaki przylecą jutro wieczorem i pomyślałem, że może weźmiesz swoje przyjaciółki i pójdziemy się ,gdzieś zabawić wieczorem?- przytaknęłam. Całkowicie zapomniałam o Stelli i Sarze, które przylatują jutro do Los Angeles.  Przy Justinie cała reszta świata nie istniała. Było nam dobrze we dwójkę. Rozumieliśmy się bez słów i robiliśmy co tylko chcieliśmy. Był spełnieniem moich sylwestrowych życzeń. Potrafił odciąć nas od szarej, nudnej rzeczywistości, tylko przy nim czułam się tak zrelaksowana i byłam naprawdę szczęśliwa.
-Dziękuję- wyszeptałam i nachyliłam się w jego stronę, by musnąć jego usta. Natychmiast pogłębił pocałunek, a jego uśmiechu nie dało się nie wyczuć.
-Proszę bardzo, ale za co to było?
-Za spełnienie sylwestrowych życzeń i za twoją uroczą zazdrość- odpowiedziałam i pokazałam mu język
-Jaką zazdrość, aniele?- odburknął ,ale rzuciłam mu spojrzenie typu „Bieber nie pierdol. -Nawet jeżeli byłem zazdrosny to tylko trochę. Odrobinę. Tyci tyci-z każdym słowem zbliżał swoją twarz do mojej
-Oczywiście,  mało na niego nie skoczyłeś, ale to tylko odrobina- nie odpowiedział. Zamknął swoimi ustami moje, skutecznie mnie uciszając . Dupek.

Kiedy w końcu wróciłam do domu, postanowiłam trochę ogarnąć przed przyjście, Scoota i jutrzejszym nalocie dziewczyn. Szybko przebrałam się w coś wygodnego i zaczęłam sprzątanie. W ciągu tej jakże trudnej misji udało mi się znaleźć dwie pary bokserek , trzy różne skarpetki i koszulkę Biebera. Najbardziej jednak zdziwiły mnie miejsca , w których je odnalazłam.  Na przykład jedną skarpetkę znalazłam w doniczce z moim ulubionym kwiatkiem, bokserki leżały na parapecie a koszulka zwinięta w kulkę na półce z książkami. Miałam szczęście, że to ja je znalazłam a nie ktoś inny. Wrzuciłam "znaleziska" wraz z moimi brudami do pralki. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Wpuściłam Brauna do środka i jak przystało na dobrą gospodynię zaproponowałam coś do picia. Wtedy właśnie wyciągnął zza pleców butelkę dobrego ,francuskiego wina. Zagwizdałam z podziwem i poprosiłam, żeby się rozgościł. Na początku rozmawialiśmy o zwykłych, codziennych sprawach. Dopiero po trzecim kieliszku wyznał co go męczyło:
-Carin ode mnie odeszła- moja szczęka dosłownie opadła. Co jak co, ale tego nigdy bym się nie spodziewała. Jak to? Przecież planowali już ślub- Stwierdziła, że ma dość mojego zachowania. Kochałem ją ! Tak strasznie ją kochałem! Miała być moją żoną!- zaczął krzyczeć ze łzami w oczach, a ja natychmiast chwyciłam go w swoje objęcia.-Chcesz wiedzieć czemu tak naprawdę się Ciebie tak czepiałem?- przytaknąłem niepewnie głową- Byłem zazdrosny o to, że jesteście tacy szczęśliwi podczas, gdy ja straciłem to na czym zależało mi najbardziej.  Macie siebie, a ja wracam do pustego domu. Domu, który stworzyliśmy razem. Wiesz jakie to uczucie? Skąd masz wiedzieć?!  Wszystko przed Tobą
-Masz nas. Oboje z Justinem zawsze jesteśmy dla Ciebie zawsze, o każdej porze dnia i nocy.

Dno, kompletne dno. Tyle w sprawie rozdziału...

SOBOTA, 2 LUTEGO 2013

31.Ooo dziewica !



-Hahahaha to jest dobre- roześmiałam się na głos, przeglądając jakiś plotkarski portal- Słuchaj- zwróciłam się do Justina, który leżał obok mnie i czytał jakąś gazetę- "Jak wszystkim wiadomo, powszechnie znana i niekoniecznie lubiana przez wszystkich Jelena rozstała się. W internecie ,aż huczy od rzekomych powodów rozstania Justina i Seleny. Postanowiliśmy , więc dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Spotkaliśmy Selenę, kiedy opuszczała jeden z najbardziej luksusowych salonów kosmetycznych w Kalifornii. Na pierwszy rzut oka wydaję się być w świetnej formie . Podchodzimy, więc bliżej i zadajemy pierwsze pytanie. "Dlaczego związek z Justinem się rozpadł?" Jej nastrój natychmiast się zmienia. :Oh, powodów było bardzo wiele. Jednym z nich było to, że ten chłopak po prostu był niewiernym dzieciakiem." Swoją smutną minką próbuje wzbudzić w nas współczucie. " Czyli zdradził Cię? To była jakaś znana dziewczyna czy przypadkowa fanka?" pytamy, a ona po chwili zastanowienia odpowiada "Czy mnie zdradził?!To bezsensowne pytanie. Lepiej spytać ile razy mnie zdradził. Najczęściej były to jednak dziewczyny z agencji" Jej odpowiedź szokuje wszystkich zebranych wokół niej. W mojej głowie automatycznie pojawia się pytanie, którego nie boję się zadać na głos "Dlaczego Justin musiał wynajmować dziewczyny z agencji będąc z Tobą w związku?" Gwiazdka Disney'a zszokowana a zarazem oburzona wsiada do auta, tym samym kończąc wywiad. Przez opublikowaniem tego krótkiego artykułu zapoznałem się z innymi wywiadami z panną Gomez. W każdym z nich pojawia się inny powód rozstania, co stawia wszystkie słowa Seleny Gomez pod znakiem zapytania ,a Justin nie komentuje tej sytuacji.  Jak było naprawdę? Chyba nigdy się tego nie dowiemy.. "- kończąc ponownie zaczęłam się śmiać, ale szatyn nie podzielał mojego entuzjazmu- Co jest?
-Po co czytasz takie gówna?!- naskoczył na mnie
-Bo śmieszy mnie to- odparłam szczerze. Od dnia rozstania takich artykułów pojawiły się tysiące , jak nie lepiej. Gomezowa na lewo i prawo opowiada jaka to ona jest biedna i skrzywdzona a wszyscy wokół jej współczują.
-Cieszę się, że bawisz sie świetnie moim kosztem !
-To są tylko plotki
-Tylko plotki !- prychnął- Może dla Ciebie! Większość w to wierzy. A Ty czytając takie gówna tylko zwiększasz popyt na takie bzdurne artykuły! Z każdym dniem pojawia się tego więcej !Ale proszę czytaj sobie dalej !- krzyknął i zamierzał wstać z łóżka, ale chwyciłam jego rękę i zatrzymałam
-Po pierwsze czemu Ty na mnie krzyczysz? Przecież ja tego nie piszę. A po drugie chodź tutaj z powrotem - westchnął i usiadł koło mnie- Czy Ty naprawdę jesteś taki głupi, żeby myśleć, że ktoś w to wierzy? Wejdź na twittera- poleciłam i podałam mu jego laptopa. Wszedł na swoje konto i podał mi urządzenie z powrotem. Weszłam w jego interakcje  i zaczęłam czytać na głos:
- " Justin twoje beliebers zawsze będą przy Tobie. Bez względu na to ile złego o tobie usłyszymy. Zawsze staniemy za Tobą murem bez względu na głupie plotki, które o Tobie słyszymy. Kiedy Ty się uśmiechasz- my się uśmiechamy, kiedy sie smucisz- my smucimy się razem z Tobą. Kochamy Cię" "Justin nie ważne ile teraz złego dzieje się wokół Ciebie my zawsze będziemy za Tobą. Don't you worry, cause everything is gonna be alright. Twoje beliebers"- przerwałam na chwilę i spojrzałam na niego- Czytać dalej? Bo to były tylko dwa przykłady z całej masy. Tego jest o wiele więcej niż tego gówna, które krąży o Tobie w internecie. Uwierz w siebie tak, jak one w Cebie wierzą. Tak jak ja w Ciebie wierzę. Ludzie mają w dupie to, co mówi ta disney'owska księżniczka. A jak ktoś jednak uwierzył to pieprzyć go . Proszę, przestań się tym martwić- powiedziałam wszystko, co we mnie siedziało od kilku dni.  Widok przygnębionego Justina sprawiał, że krajało mi sie serce. W ciągu tych ostatnich dni nasz układ poszedł w zapomnienie. Byłam przyjaciółką, której teraz potrzebował najbardziej. Byłam kimś do kogo przytulał się zasypiając i kimś kto uśmiechał się do niego zaraz po przebudzeniu. W pewnym stopniu czułam się winna temu wszystkiemu, bo gdybym nie pojawiła się w jego życiu ,pewnie nadal byłby z Seleną. Poczułam jak bierze mnie w swoje ramiona, a ja oparłam twarz o jego pierś
-Nie chcę, żebyś się smucił
-Nie będę- wyszeptał, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego- Nie będę dopóki mam przy sobie takiego anioła- pocałował mnie w czoło. Zamknęłam oczy i jeszcze szczelniej oplotłam go ramionami. On natomiast wtulił głowę w moje włosy, delikatnie głaskał mnie po plecach i głowie- Wyjedźmy gdzieś. Gdzieś, gdzie nie będzie tego wszystkiego
-Poczekaj jeszcze trochę. Nagraj tą płytę tak, żeby Braunowi i Selence w pięty poszło, a wtedy zrobisz sobie urlop. A tymczasem koniec tego dobrego- oderwałam się od niego- Musimy się szykować- pstryknęłam go w nos, a on roześmiał się głośno. Po raz pierwszy od tej całej afery. Poczułam wielką ulgę i zaczęłam śmiać się razem z nim. Kiedy już się uspokoiliśmy ,zaczął się wyścig do łazienki. Oczywiście wygrałam, a przegrany poszedł przyrządzić śniadanie.Odświeżona i ubrana zwolniłam mu łazienkę i udałam się na moją prywatną śniadaniową ucztę.

Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem Biancę, która w szaleńczym tempie pochłaniała przyrządzone przeze mnie naleśniki.
-Widzę, że małemu dinozaurowi smakują moje naleśniki- zaśmiałem się i usiadłem po drugiej stronie stołu. Zmrużyła oczy i pokazała mi środkowy palec- Nie prowokuj mnie- spojrzała na mnie pytająco- Nawet nie wiesz jak mnie pociągasz, kiedy się złościsz, a musimy przecież zaraz wychodzić- dziewczyna zachłysnęła się przeżuwanym kęsem. Podałem jej szklankę z sokiem i poruszałem brwiami
-Może powinnam się złościć na Ciebie znacznie częściej- rzuciła i oblizała usta
-Może- uśmiechnąłem się cwanie
-Widzę, że humorek wraca- tak, zdecydowanie wrócił. Byłem szczęściarzem, że miałem kogoś takiego jak ona przy moim boku. Kogoś, kto dzieli ze mną moje smutki i radości, a kiedy trzeba to ustawia mnie do pionu. Może ten nasz układ był zagmatwany, ale ja byłem naprawdę szczęśliwy. Oczywiście chciałbym móc nazywać ją "moją" w pełni tego słowa znaczeniu, ale cieszyłem sie z tego co mam. Ocknąłem się z moich rozmyślań, kiedy szatynka zaczęła sprzątać po śniadaniu.
-Co dzisiaj robisz?- zapytałem ,kończąc swoje naleśniki
-W pracy?- przytaknąłem  i dołączyłem do niej w kuchni
-Mam jakieś spotkanie z Mią i jakimiś szychami z jakiejś tam firmy a potem zdjęcia próbne- odpowiedziała, wkładając naczynia do zmywarki- A co?
-Szczerze mówiąc miałem nadzieję na jakieś miłe popołudnie- chwyciłem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie
-Nie dzisiaj. Poza tym ty i tak pewnie będziesz siedział w studiu do wieczora, bo coś Ci się przedłuży. Jedziemy?- zapytała ,oplatając rękoma moją szyję
-Nieee- zrobiłem minę zbitego psiaka- Zostańmy w domu- niebieskooka zachichotała
-Chodź leniuu- chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do drzwi. Tam z wieszaka chwyciła swój żakiet i podała mi bluzę. Na parkingu pożegnaliśmy się szybkim buziakiem i każdy ruszył w swoją stronę. Oczywiście pod studiem czekała już na mnie banda hien, oczkujących jakiegokolwiek komentarza w sprawie rozstania z Seleną. Na szczęście Kenny jak zwykle przyszedł mi na ratunek i spokojnie mogłem wejść do studia. Scooter pojechał  na jakąś konferencje do Miami, więc nikt nie czuł presji, którą mój menager niewątpliwie wywierał na wszystkich. Nagrałem kolejną piosenkę i brałem się za następną, kiedy mój producent dał mi znak, żebym wyszedł z kabiny. Gdy wychyliłem się zza drzwi zobaczyłem uśmiechniętą Biancę. Od razu odwzajemniłem jej uśmiech i chwyciłem w swoje ramiona
-Nie na zdjęciach próbnych?- zapytałem i sięgnąłem po butelkę wody
-Nie- odpowiedziała i uśmiechnęła się łobuzersko. Wtedy już wiedziałem, że coś wykombinowała- Nie ma Brauna??
-Nie, na szczęście pojechał do Miami- odsapnął Diplo- jeden z  producentów mojej płyty
-Tym lepiej. Nie wiem czy wiecie, ale mamy dzisiaj pierwszy dzień wiosny i z tego powodu postanowiłam, że przydadzą nam się małe wagary- zwróciła się do mnie
-Kusząca propozycja- powiedział ktoś z ekipy
-No Juuus- szatynka patrzyła na mnie tymi swoim wielkimi oczyma i próbowała mnie oczarować- Zgódź się.
-No nie wiem- mruknąłem, chcąc się z nią trochę podroczyć
-A jak Cię jakoś zachęcę?- zapytała, trzepocząc rzęsami
-To zależy jak-wzruszyłem ramionami. Ona natychmiast z diabelskim uśmieszkiem na ustach wyszeptała do mojego ucha kilka sprośnych rzeczy
-Dobra chłopaki idziemy na wagary !- krzyknąłem, klaszcząc w ręce
-Coś Ty mu tam nagadała?- spytał mój ochroniarz
-Ja jestem po prostu mistrzem dyplomacji- pokazała mu język i wyszczerzyła się. Wszyscy wzięli swoje rzeczy i najszybciej jak potrafili opuścili pomieszczenie. To się nazywa miłość do pracy. Swoje auto powierzyłem Kenny'emu i razem z Biancą wsiedliśmy do jej auta:
-Co teraz?- zapytałem, siadając na miejscu pasażera
-Jedziemy do mnie ja się przebieram i możemy pojechać gdzieś za miasto- wyjaśniła, odpaliła silnik i ruszyła.  Kiedy przebiliśmy się przez korki w mieście wreszcie dojechaliśmy do jej mieszkania. Rzuciła do łazienki torbę z brudnymi rzeczami i szybko poszła się przebrać-Gotowa- tanecznym krokiem stanęła przede mną, cała w skowronkach
-Już wiem,  gdzie pojedziemy- przyciągnąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta w pocałunku
-Gdzie?- zapytała przy moich ustach
-Niespodzianka-potarłem nosem jej nos, a ona przesunęła palcami w dół moich pleców aż do pośladków.
-Taka chętna?- uniosłem brwi, a w odpowiedzi dostałem tylko lubieżny uśmiech- Postaram się coś z tym zrobić wieczorem- wziąłem ją na ręce i wyszliśmy. Po około godzinie byliśmy na miejscu. Dziewczyna wysiadła z samochodu i zaczęła się rozglądać:
-Hmm- zwróciła się w moją stronę- Gdzie my tak właściwie jesteśmy?- zapytała

-To agrogospodarstwo moich znajomych. Chodź, poznasz ich- chwycił moją rękę i pociągnął w stronę drzwi. Zapukał i otworzyła nam drobna starsza pani
-Justin?!- zapytała z niedowierzaniem- Ile to już czasu minęło od twojej ostatniej wizyty!- wykrzyknęła i uściskała go
-Przepraszam, ale nagrywam kolejną płytę. Louise poznaj Biancę, moją- zawahał się przez sekundę- przyjaciółkę. A to jest Louise, która jest moją kalifornijską babcią i robi najlepszą szarlotkę na całym świecie- kobieta zachichotała i objęła mnie równie ciepło co Justina
-Miło mi panią poznać- powiedziałam i uśmiechnęłam się serdecznie
-Mnie również ,panienko
-Bianca. Wystarczy po prostu Bianca- poprosiłam ,a ona złapała nasze dłonie i pociągnęła za sobą do kuchni
-Zgaduję, że nie jedliście jeszcze obiadu?- zapytała i spojrzała na nas- Oczywiście, że nie- powiedziała pobłażliwie i nałożyła nam na talerze nieziemsko pachnącą zapiekankę. Na sam widok ślinka ciekła.
-Mógłbym po obiedzie wziąć dwa konie i pokazać Biancę okolicę?- zapytał szatyn, z pełną buzią
-Mógłbyś?- prychnęła- Musisz!- Louise zaśmiała się i puściła mu oczko. Po skończonym obiedzie Justin zabrał mnie do stadniny. Nigdy nie jeździłam na koniach, więc trzęsłam się jak galareta. Chłopak musiał to wyczuć
-Co jest?- zatrzymał się przede mną i chwycił za ramiona
-No ,bo wiesz ja...
-Ty co?- dopytywał
-Nigdy nie jeździłam na koniu
-Ooo dziewica !-nagle krzyknął, ktoś w oddali. Oboje odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził glos. Po chwili naszym oczom ukazał się starszy ,siwy mężczyzna
-Ed !- Bieber od razu podbiegł do niego i uściskał
-Widzę, że przywiozłeś w końcu jakąś niewiastę i to na dodatek dziewicę- staruszek odwzajemnił uścisk i poklepał Jusa po plecach. Tylko o co chodzi z tą dziewicą, do cholery?! Obaj podeszli do mnie roześmiani
-To jest Ed, mąż Louise- wytłumaczył, widząc moją zagubiona minę- A to jest Bianca, moja przyjaciółka
-Przyjaciółka powiadasz?- spytał i zmierzył mnie- Co ja bym dał, żeby mieć taką przyjaciółkę- westchnął i spojrzał na czekoladowookiego z podziwem. Zaśmialiśmy się i podałam mu rękę
-Bianca. Miło mi pana poznać- uścisnął ją i uśmiechnął się przyjaźnie
-Oh, mnie również. Myślę, że dla tej ślicznotki najlepsza byłaby Bunia. Jest spokojna i ułożona, idealna dla dziewicy-Ed podszedł do odpowiedniego boksu. Popatrzyłam pytająco na Justina i zapytałam bezgłośnie "Dziewica?" Wybuchnął śmiechem , czym zwrócił uwagę właściciela.
-Dziewicą , czyli osoba, która nigdy nie jeździła na koniu- wyjaśnił, nadal rechotając. Zostawiłam go i dołączyłam do Ed'a. Po jakimś czasie wyprowadziliśmy i osiodłaliśmy konie. Nie pozostało nic innego niż wsiąść i jechać. Na trzęsących się nogach podeszłam do Buni
-Nie zrobisz mi krzywdy, prawda koniku? Jeżeli dowieziesz mnie tu całą z powrotem obiecuję Ci kilogram marchewki. Lubisz marchewkę, Buniu?- klacz wesoło zarżała. Odwróciłam się i widziałam jak panowie zwijają się ze śmiechu- Bardzo zabawne- przewróciłam oczami i pogłaskałam mojego konika po pysku- Dam radę, nie? Ty jesteś spokojna i opanowana, więc czym ja się martwię- przytuliłam się do niej i mocno zaciskając oczy, odmówiłam paciorek- Dobra, jestem gotowa- poinformowałam moich towarzyszy. Justin podszedł do mnie, podsadził mnie i już siedziałam w siodle.
-Możesz otworzyć oczy- powiedział, wciąż się śmiejąc. Zrobiłam tak, jak powiedział i strach mnie opuścił- Wszystko w porządku?- upewnił się
-Chyba tak. Tak- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pewniej. Utwierdzony wsiadł na swojego konia i ruszyliśmy na wycieczkę. Zobaczyłam budzące się do życia rośliny i poczułam, że brakowało mi takiego kontaktu z naturą. Mijaliśmy pola, łąki, jezioro i w końcu zatrzymaliśmy się nad strumykiem, żeby napoić zmęczone konie.  Po zejściu z Buni stanęłam na niewielkim wzgórku i napawałam się urokiem tego miejsca. Wiosenne słońce wesoło iskrzyło się w płynącej wodzie. Przymknęłam oczy i wystawiłam twarz w stronę promieni. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy poczułam oplatające mnie ramiona. Uśmiechnęłam się pod nosem a on i przyciągnął mnie do siebie, po czym trącił nosem moją szyję.
-Kolejne piękne miejsce, które mi pokazałeś. Kolejny niesamowity moment do zapamiętania- zakryłam swoimi dłońmi jego dłonie

-Jeden z mnóstwa, które są jeszcze przed nami- szepnąłem w jej włosy- Przepraszam za to, że rano na ciebie naskoczyłem. Przepraszam za to, że przez tych kilka dni byłem kompletnie nieprzydatny
-Justin..- zaczęła ,ale nie dałem jej skończyć
-Przepraszam, że musiałaś się mną zająć
-Przestań przepraszać. Nie zrobiłam niczego wbrew sobie. Lubię się Tobą opiekować w każdym tego słowa znaczeniu- mogłem przysiąść , że na jej twarzy pojawił się właśnie jej diabelski uśmieszek. Poza tym jest w tym też trochę mojej winy. Nie byłoby tego wszystkiego, gdybym nie pojawiła się w Twoim życiu- obróciłem ją gwałtownie przodem do siebie
-Masz rację nie byłoby tego wszystkiego. Nie byłoby tych wszystkich chwil godnych zapamiętania. Kto wie co robiłbym w tej chwili? Wszystko przed tobą było nudne, puste, mierne.... Codziennie budziłem się z kompletną pustką w głowie. Idealne życie, którego wszyscy tak mi zazdrościli, zaczęło mnie przytłaczać. Dla ludzi , z którymi pracuję byłem maszynką do zarabiania kasy, a przynajmniej tak się czułem. To wszystko zaczynało tracić sens i czułem się zwyczajnie zagubiony w tym wielkim świecie. Nie wiedziałem komu mogę ufać a komu nie. Z początku wcale nie miałem zamiaru jechać na tą imprezę noworoczną u Diddy'ego, ale Braun powiedział, ze to świetna okazja do pokazania się, więc chcąc nie chcąc musiałem tam pojechać. Snułem się pomiędzy ludźmi niczym śmierć i właśnie wtedy  pojawiłaś się ty. A wraz z Tobą twój cięty język, niewinność, uroda i emanująca z ciebie radość. To było jak powiew wiosennego wiatru- dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem ,wstrzymując oddech. Założyłem jej kosmyk włosów za ucho i dotknąłem policzka
-Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego- powiedziała szeptem, wyraźnie wzruszona
-W takim razie to nasz wspólny pierwszy raz- niebieskooka wspięła się na palcach i pocałowała mnie. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, nie zostawiając ani milimetra wolnej przestrzeni między nami i jak zwykle przerwał nam mój telefon, który zaczął wibrować w mojej kieszeni.
-I to by było na tyle- skwitowała, odsuwając się ode mnie. Wyciągnąłem telefon i wywróciłem oczami po spojrzeniu na ekran. Scooter.
-Tak?-odebrałem, odrobinę zdenerwowany
-No w końcu. Nie wiem czy zauważyłeś ,ale próbuję dodzwonić się do Ciebie od godziny
-Nie zauważyłem- odpyskowałem i powędrowałem wzrokiem za Biancą, kóra oddaliła się trochę i usiadła pod drzewem.
-Słuchaj ja wiem, że Ci ta węgierska księżniczka zawróciła w głowie, ale opamiętaj się ! Zostawiam Cię samego na jeden dzień. Jeden pieprzony dzień! I co?! Gówno !  Robisz sobie wolne ! Muszę Cię zmartwić, ale piosenki same się nie nagrają
-Tak jak Ty sam na sobie nie zarabiasz- dodałem i byłem pewien, że przeciągnąłem strunę. Po drugiej stronie jednak nic nie usłyszałem. Dopiero po chwili głęboko westchnął i przemówił
-Słuchaj Justin. Ja rozumiem, że masz gorszy czas i w ogóle. Przepraszam, ze czasem może też za bardzo naciskam
-Czasem!- prychnąłem
-Przypominam Ci tylko o tym, że mamy jutro spotkanie w sprawie filmu- Cholera! Kompletnie zapomniałem!- Przepraszam jeszcze raz i do zobaczenia- rozłączył się a ja przeczesałem włosy dłonią. Miałem iść na ten obiad z Seleną, a teraz nie mam już partnerki. Chyba, że.. Spojrzałem na szatynkę, która półleżała oparta o pień z przymrużonymi oczami  i uśmiechnąłem się pod nosem. Położyłem się obok niej i otoczyłem ramionami. Od razu oparła głowę na moim torsie i oddawała się tej chwili błogiego, słodkiego lenistwa
-Bianeczko moja, śliczności Ty moje- zacząłem ,  a ona natychmiast uniosła głowe i popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami
-Mów czego chcesz, lizusie?
-Musze iść jutro na jakiś głupi obiad w sprawie mojego filmu i wiesz...- zająknąłem się
-Nie wiem?
-Miałem iść z Seleną, ale no wiesz... A nie wypada iść samemu, więc pomyślałem, że
-O niee. Wykluczone- odmówiła i z powrotem opadła na moją pierś
-No, ale co Ci szkodzi?
-Nie- mruknęła
-Ale dlaczego?- zacząłem jęczeć, żeby wymusić na niej to, żeby ze mną poszła
-Bo nie. A poza tym niby w jakim charakterze miałabym tam być?
-Przyjaciółki- odparłem prosto- No więc?
-Nie

 Rzucił mnie na łóżko i zaczął zdejmować z siebie buty. Zrobiłam to samo i po chwili leżał na mnie jedynie w obcisłych jeansach, które tak doskonale podkreślały jego apetyczne pośladki. Nie odrywając się od jego gorących warg, zaczęłam macać w poszukiwaniu sprzączki od paska. Kiedy wreszcie ją znalazłam, szarpnięciem odpięłam spodnie i zsunęłam je nogami.   Był taki gorący. Uwielbiałam każdy fragment jego rozpalonego ciała. Przylgnęłam do niego bliżej, wbijając paznokcie w plecy. Uniósł mnie, by mieć łatwiejszy ostęp do odpięcia stanika. Szczelniej otoczyłam jego biodra swoimi nogami i czekałam, aż wreszcie go odepnie. Kiedy wreszcie to zrobił zahaczył palce o moje jeansy i delikatnie zsunął je razem z moim majtkami. Z dzikim uśmiechem , zostawia mokre  i gorące pocałunki od mojej szyi aż do złączenia moich ud. Pocałował mnie i uwolnił swój język, swój inspirujący, fachowy język. Jęczałam zaciskając w pięści jego włosy. Jego język krążył po mojej łechtaczce, doprowadzając mnie do szaleństwa, wciąż i wciąż, wokół i wokół. I nagle, kiedy byłam już blisko, odsunął się
-Co do cholery?- zapiszczałam, spoglądając na niego
- Więc?- zapytał
- Więc co?- wydyszałam wpatrując się w niego i umierając z pożądania.
-Pójdziesz ze mną na ten głupi obiad?- spytał, głupkowato się szczerząc
-Jesteś niemożliwy!- przewróciłam oczami- Pójdę z Tobą tylko pod warunkiem, że...- przygryzłam wargę, rzucając mu cwaniackie spojrzenie
- Że będę pieprzyć cię tak, aż będziesz krzyczeć?
-Dokładnie- przytaknęłam i przyciągnęłam go do siebie, zachłannie wpijając w jegoidealnie wykrojone usta
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz