czwartek, 14 lutego 2013


Szesnasty

Szesnasty
Dni nadal mijały a On nie robiłnic sensownego. Praca nad reklamą się skończyła dwa dni po wizycie Cambrii uJustina. Od tamtego czasu się nie widzieli. Próbował znaleźć sobie jaknajwięcej zajęć aby nie myśleć o nadchodzącym ślubie, który w zasadzie miałrozpocząć się za dziesięć dni. Dużo przez ten czas udało mu się zrobić.Sprzedał dom na obrzeżach Los Angeles i wyprowadził się jak najdalej LA, gdzieudało mu się odciąć od rodziny, przyjaciół i od niej. Parę razy dostawałtelefony od Rogera z pytaniem gdzie się podziewa i co stało się z jego domem,ale nie bardzo chciał rozmawiać. Wykręcał się mówiąc, że ma bardzo ważnespotkanie i nie ma czasu. Przyzwyczaił się do nowego miejsca zamieszkania. Dogwaru miasta i innej strefy czasowej. Było prawie idealnie.
Tego dnia wychodził na siłownię,jak zawsze ubrany w czarne spodnie dresowe adidasa, białą zwykłą koszulkę ibiałe buty za kostkę. W ręku trzymał torbę z rzeczami, którą po wejściu dosamochodu rzucił na tylne siedzenia. Jeszcze nie poznał dobrze tego miasta, alekojarzył na tyle, że wiedział jak i gdzie mniej więcej dojechać. Odpalił silniki wyjechał ze swojego podwórka. Przemierzając następne ulice miasta, którenigdy nie śpi zauważył wielką reklamę ze sobą oraz z Nią. Wielki napis i tadwójka. Zatrzymując się na światłach przyjrzał się jeszcze dokładniej.Brakowało mu jej. Nawet bardziej niż myślał. Kolor świateł się zmienił a onmusiał ruszyć ponownie. Po zaledwie kilkunastu minutach dojechał w wyznaczonesobie wcześniej miejsce i zabrał rzeczy, które leżały na tylnym siedzeniu.
Meczącedwie godziny na siłowni sprawiły, że przestał zastanawiać się co dalej. Poprostu czuł, że nie musi zaprzątać sobie tym głowy. […] Wróciwszy do swojegodomu położył się na kanapie i przymknął oczy. Nagle zadzwonił telefon, któregopróbował unikać jak ognia. Spoglądając na wyświetlacz zrobiło mu się słabo. Niespodziewał się, że będzie dzwonić.
-Słucham? – odezwał się nie pewnie. Nie był do końca pewien, która jest teraz unich godzina.
-Justin? – odezwała się brunetka. Poruszył się niespokojnie i westchną.
-Co się stało, że dzwonisz? – zapytał. Wiedział po co dzwoni. Po to co zawsze.
-Chciałam Ci tylko przypomnieć, że za półtora tygodnia jest mój ślub i naprawdęchciałabym abyś przyszedł. Byłam u Ciebie i… sprzedałeś dom? Dlaczego? – bolałoją to, że sprzedał coś co mieli razem. Coś co zaczęli i po części skończylioboje. Tam zrobili razem remont i razem spędzili najbardziej romantyczne chwilenie pomijając tych bardziej erotycznych.
-Pamiętam Cambria. Nie pozwalasz mi o tym zapomnieć. Codziennie dzwonisz i…
-I nadal nie myślisz nad powrotem? W ogóle gdzie ty jesteś? – zaśmiał się, niewidział sensu dla którego miał jej wyjawiać gdzie się teraz znajduje.
-Wyjechałem do rodziców, niedługo wrócę. – skłamał. Musiał coś wymyślić.
-Twoi rodzice mieszkają w San Diego… – powiedziała. – Możemy się tam spotkać?Chcę z Tobą porozmawiać a mam tam jutro spotkanie w sprawie sukienki. –przymknął oczy. Co miał teraz zrobić? Nie odzywał się przez chwilę. Próbowałwymyślić coś aby nadal nie nalegała. – Jesteś tam? Halo?
-Tak, yy przepraszam sprawdzałem w notesie. Wiesz co nie dam rady jutro. Całytydzień mam zawalony spotkaniami. Innym razem. – powiedział to tak szybko, żesam do końca nie wiedział czy siebie rozumie. – Muszę kończyć. Na razie. –rozłączył się i odrzucił telefon od swojego ucha jak najdalej. To wszystko byłozbyt przytłaczające, ale nie miał zamiaru wracać. Bynajmniej nie teraz.

Cała ta sytuacja dla niej byłanieco dziwna. Justina nie było w mieście. Nie wiedziała nawet czy był w tymstanie. Musiała się dowiedzieć gdzie jest i to jak najszybciej. Bardzo chciałaaby ten przybył na jej ślub. Chociaż może nie do końca chciała… miała plan, alewiedziała, że był dosyć podły. Chciała się do niego zbliżyć aby nie rujnowaćślubu, mimo to jak ją potraktował.
-Z kim rozmawiałaś kochanie? – podszedł do niej Mark i przytulił ją od tyłu.
-Z Justinem, naprawdę chcę żeby był na ślubie. – powiedziała wzdychając.
-Będzie, zobaczysz. – mówiąc to pocałował ją w czoło i lekko się uśmiechnął.
-Nie znasz Go, jest strasznie uparty. – westchnęła. – Chyba źle zrobiłamzapraszając Go. Jest moim byłym w zasadzie to ja odeszłam od niego… trochę tonie fair. Źle postąpiłam.
-Nie, nie mów tak. To On traktował Cię jak traktował. Nie obwiniaj się za to, żezaprosiłaś na swój ślub kogoś z kim kiedyś coś Cię łączyło. Znam Go trochę iwiem,  że przyjdzie. – spojrzała się naniego i po chwili wycofała się. Skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową zniedowierzaniem.
-Znasz Go? – zaśmiała się. – Znasz Go?! – podniosła głos. Mark właśnie zdałsobie sprawę z tego co powiedział. Zamknął na chwilę oczy i przytaknął. – Jak mogłeśmnie okłamać! Jak mogłeś w ogóle mi nic nie powiedzieć na temat, że Go znasz?!
-Przepraszam, ja… – zaciął się. – Nie chciałem abyś pomyślała, że chcę Cię tylkodlatego, że byłaś z moim najlepszym kumplem. Że chcę się jakoś dowartościować,albo zrobić mu na złość. Nie chciałem tego, przepraszam. – było mu naprawdę głupio.Był zły na siebie, że zrobił coś takiego, ale w sumie nie miał wyboru.
-Najlepszego kumpla? Jeszcze lepiej. – zadrwiła. – Jak długo się znacie?
-Cambria… kochanie…
-Jak długo się znacie Mark!
-Siedem lat. Jeździmy razem na torze. – burknął. – Nie złość się. – podszedł doniej z zamiarem objęcia jej lecz ta odsunęła się.
-Daj mi spokój. – była zła, nie… była wściekła! Nie rozumiała jak facet, zktórym jest dosyć długo i planuje z nim ślub mógł ją tak okłamać. Oszukać? Niewiedziała jak nawet to nazwać,  ale totylko bardziej upewniło ją w tym co od dawna chciała  zrobić. Wyszła z domu zabierając tylkokluczyki od samochodu, torebkę i komórkę. Wsiadła do pojazdu i odjechała spoddomu nie zwracając uwagi na krzyczącego Marka. Postanowiła coś z tym wszystkimzrobić, pojechała do Sophie tylko jej mogła się poradzić.
Zapukałajeden raz, drugi, trzeci aż w końcu w drzwiach stanęła jej najlepszaprzyjaciółka a za nią Roger. Menager i najlepszy przyjaciel bruneta.
-Dobrze, że oboje jesteście. Gdzie jest Justin? – od razu się zapytała nieowijając w bawełnę. Spojrzeli na siebie nawzajem i jedno po drugim westchnęło.
-Nie wiem. – odpowiedział Roger. – Rozmawiam z nim codziennie, ale ciągle mówi,że nie ma czasu. Wciąż się rozłącza.
-A ty Sophie? Wiem, że Go znasz. Wiem, że się przyjaźnicie dlatego proszępowiedz mi gdzie on jest! – załkała. Była tak tym wszystkim zdenerwowana, żenie panowała nad emocjami. Sophie wzięła głęboki wdech i spojrzała na swojąprzyjaciółkę.
-Jest w Nowym Jorku, Cam. – nie czekając dłużej przytuliła brunetkę do siebie ikołysała powoli.
-Jak to w Nowym Jorku? – załkała. – Muszę tam jechać. Masz jego adres?
-Powiedz mi może co się stało.
-Długa historia, muszę się tam dostać. Daj mi jego adres proszę Cię. – Po chwilinamysłu Sophie zapisała na kartce adres Justina i wręczyła go niebieskookiej.Cambria nie czekała dłużej, wróciła do domu spakowała najważniejsze rzeczy iwyszła z domu informując najbliższych, że wyjeżdża i wróci na swój ślub.Najbliższy samolot był za dwie godziny w międzyczasie zdążyła jeszcze razzadzwonić do bruneta.
__
Wiem, że długo czekaliście na ten rozdział. Uwierzcie mi – Ja też. Nie mogłam się doczekać aż go tu wstawię.Wakacje są także myślę, że rozdziały będą się pojawiać częściej w miarę na ile pozwoli mi Onet. Kocham Was i dziękuję bardzo, że wciąż niektórzy z Was nadal są ze mną. 
Nie mam w zwyczaju dedykować komuś rozdziałów, ale ten chciałabym zadedykować Cami, która chyba jako jedyna wytrwale oczekuje rozdziałów. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz